piątek, 17 sierpnia 2012

Po słowiczej podłodze - Lian Hearn



Ocena: 4,5/6

"Wciągająca powieść przygodowa, która przywodzi na myśl legendę arturiańską, a jednocześnie ma tempo współczesnego thrillera"

 Jako że Japonią interesuję się od dłuższego czasu, kiedy ujrzałam "Po słowiczej podłodze", bez wahania wypożyczyłam i zaczęłam wgłębiać się w tą niesamowitą powieść Lian Hearn.

Autorka jest absolwentką wydziału filologicznego Uniwersytetu w Oksfordzie. Jej wieloletnie zainteresowanie Japonią zaowocowało trylogią "Opowieści rodu Otori", której pierwszą część stanowi "Po słowiczej podłodze".

 Mierząc okładkę wzrokiem, na myśl przywodzą dawni japońscy samuraje, ninja, a czerwone tło - przelewającą się krew. Tytuł... moja pierwsza myśl: "jaka podłoga?!". Dopiero przy późniejszych rozdziałach zrozumiałam w pełni, czym była ta "słowicza podłoga", a mianowicie podłoga, która pod naciskiem ludzkich stóp wydaje śpiew słowika. Dziwne? Zaskakujące? Ale chyba o to chodzi.

 Pierwsza część opowiada o losach Tomasu (Takeo) oraz Kaede. Autorka zastosowała dwa rodzaje narracji, co jak najbardziej mi się spodobało i było na wielki PLUS. Podczas pierwszego rozdziału zaznajamiamy się bliżej z nastolatkiem z klanu Tohan, ubogo mieszkającego we wsi z rodziną. Prowadzi spokojne, nieburzliwe życie z dala od wojen i krwawych rzezi, jakie mają miejsca w innych częściach kraju. W pewnym momencie, po powrocie z lasu napotyka zgliszcza, zabitych ludzi, co jest dla niego niemałym szokiem.
Tomasu zostaje przygarnięty przez członka klanu Otori - Shigeru, który dla jego bezpieczeństwa nadaje mu nowe imię, Takeo i kreuje jego nowy charakter.

 Następnie autorka przybliża nam postać imieniem Kaede pochodzącą z klanu Shirakawa. Również młoda, bo piętnastoletnia dziewczyna jest zakładniczką. Przez to, iż jest niesamowicie piękna jej życie jest koszmarem. Absurd? Mężczyźni nie dają jej żyć i nie ma w tym nic pozytywnego. Ponadto narasta plotka, że dziewczyna powoduje śmierć każdego, kto jej pragnie, co z dnia na dzień staje się nie do zniesienia.

Bohaterowie spotykają się w późniejszych rozdziałach, a ich losy coraz bardziej się ze sobą splatają.

 Autorka stworzyła kraj bardzo przypominający Japonię. Opisuje charakterystyczne dla Kraju Wiśni krajobrazy, tradycje. Niech to nas nie zmyli! Akcja nie toczy się w Japonii, a w wymyślonym przez Lian Hearn miejscu, co moim zdaniem jest lekko bez sensu.

 Powieść mnie pozytywnie zaskoczyła, gdyż spodziewałam się całkowicie czegoś innego. Jest pasjonująca.  O miłości, lojalności, zdradzie. Akcja z strony na stronę staje się bardziej wciągająca, zaskakująca i ciekawa. Nie skupia się na jednym bohaterze, ale na dwóch co już wspomniałam. W szczególności historia szesnastoletniego Takeo mnie zaciekawiła, powodując, że długo o niej rozmyślałam, próbując zgadnąć co będzie dalej, jakie przeszkody na swej drodze napotka.

 Jest to powieść wzruszająca. Spodobały mi się relacje między Takeo, a Shigeru. Nie spokrewnieni ze sobą, a jednak coś ich do siebie ciągnęło. Shigeru zastępował chłopcu ojca, troszczył się o niego i kochał.

To trzeba przeczytać! Polecam jak najbardziej fanom opowieści rycerskich, przygodowych, pełnych akcji i (choć mniej) miłości.




sobota, 4 sierpnia 2012

Ani z widzenia, ani ze słyszenia - Amélie Nothomb


Ocena: 5,5/6


Że też coś tak prostego może mieć w sobie tyle piękna!
Że przyjaźń może być czymś tak niesamowitym!
Że zwykła codzienność może kryć w sobie tak wiele uroku!
            
          Amélie Nothomb jest belgijską pisarką tworzącą w języku francuskim. Dzięki swojemu ojcu, który był długoletnim ambasadorem Belgii, spędziła wiele lat swojego życia poza granicami rodzinnego kraju, m.in. w Japonii, Chinach, USA, Laosie, Myanmarze i Bangladeszu. Od 1992 r. regularnie każdego roku wydawane są jej powieści.

      Jestem świeżo po "Ani z widzenia, ani ze słyszenia" Amélie Nothomb. Autorka nadała książce wyraz pewnej autobiografii. Nigdy nie lubiłam ich czytać. Uważałam je za nudne, proste i mało wnoszące do mojego życia. Muszę przyznać, że ową powieść nie można przypisać tego gatunku. Dlaczego? Prócz tego, że główną bohaterką jest właśnie Pani Nothomb oraz, że występuje tu narracja pierwszoosobowa, nie pojawia się tu nic a nic mówiącego, że jest to właśnie jakakolwiek autobiografia. 

            Od tej malutkiej książeczki oczekiwałam odprężenia, lekkiej historyjki, o pięknej i wzruszającej miłości, ociekającej ze wszystkich stron "cukierkowością", że się tak wyrażę . Dzieje się ona w Japonii, co mnie najbardziej skłoniło ku temu, by lekturę wypożyczyć. Czytając pierwsze słowa myślałam jedynie, o oderwaniu się od ciężkich pozycji. Z jednej strony moje życzenie zostało spełnione, z drugiej jednak nie. Powieść jest czymś o wiele większym niż opowiastką romantyczną jakich wiele. Ukazuje ona więcej wartości niż się spodziewałam. Na przykład to, że odmiany kulturowe nie muszę być przeszkodą w tworzeniu związków, relacji. Szanowanie pochodzenia drugiej osoby powinno być czymś normalnym. Czymś co mamy we krwi. Nie wiedziałam też, że można być aż tak "zakochanym" w jakimkolwiek kraju. Chociażby we własnym. Widzieć w nim coś więcej niż zgromadzenie ludzi. Nie miałam też pojęcia, że natura, przyroda może człowieka doprowadzić do łez. Gdyby nie ta książka, o takiej osobie powiedziałabym: przewrażliwiona, a nawet dziwna. W tej chwili coś takiego  przez gardło by mi nie przeszło! Relacje jakie łączyły głównych bohaterów równie mnie zaskoczyły jak i wzruszyły.

Mogłabym przysiąc, że czytając ostatnie słowa w owej książce miałam łzy w oczach. Zdecydowanie nie jest to powieść zwykła, taka jakich na świecie wiele. Nie, jest czymś o wiele lepszym, bo wartościowym, pełnym słońca, wzruszeń, emocji. Zdecydowanie zachęcam do przeczytania. 
To perełka! Skarb ukryty w malutkiej, niepozornej szkatułce.